1954

  • Współpraca z miejscowym społeczeństwem
  • Współpraca szkoły z PKL.

Zródło:(Kronika Szkolna tom 1 Autor: Rudolf Dominik)

Współpraca z miejscowym społeczeństwem.

W latach szkolnych 1954/55 i 1955/56 warunki polityczno - społeczne poważnie hamowały rozwój współpracy szkoły z domem na terenia całej Polski, a cóż dopiero mówić o Podhalu, gdzie istnieją specyficzne warunki stwarzające olbrzymie trudności do pokonania. Już sam charakter górali - samouwielbienie, egoizm, chytrość i brak wyrobienia społecznego, a także brak szacunku dla wiedzy, najwznioślejszej idei, czy myśli, a jedynie respekt przed człowiekiem, który da zarobić - stworzył niespotykane trudności w wyrobieniu i utrzymaniu autorytetu nauczyciela, który otrzymując głodowe zarobki był tylko dla społeczeństwa: "dziadem, którego własnością jest droga z domu do szkoły". Nic też dziwnego, że o nauczycielstwie mówiło się nawet w obecności dzieci - dużo, ale nikt nie spieszył im z pomocą, co doprowadziło do paradoksalnej sytuacji, gdyż nauczyciele w strasznych warunkach chodzili do Zakopanego, aby kupić ziemniaki i jajka, których niezliczone ilości we wsi, tylko, że nikt nie chciał sprzedać. Takie postępowanie kolidowało z "pobożnością" społeczeństwa, która ujawniała się w masowym chodzeniu do kościoła ponad normę, co (o dziwo!) wcale nie przeszkadzało nawet w samym kościele używać wyzwisk, a cóż dopiero mówić o ciągłych bójkach, plotkach, obłudzie i niskiej moralności wiernych. Sam nakaz wprowadzenia apeli i zniesienia modlitw porannych przyjęty został z oburzeniem przez społeczeństwo, a co gorliwsze dewotki dowodziły iż nie jest to nakazem odgórnym lecz wymysłem nowego kierownika - komunisty. Nie mniejsze gromy spadały na nauczycielstwo i dzieci idące do szkoły w dni świąt kościelnych zniesionych przez państwo. Jednak samą nauką i wychowaniem dzieci rodzice nie zajmowali się w ogóle. Na wezwania, rodzice zgłaszali się rzadko i to po to, aby czynić wymówki nauczycielstwu i kierownikowi. Na wywiadówkach pojawiali się przeważnie rodzice uczniów słabszych. Dziecko nie mając w domu przykładu i nakazu rodziców, wiedząc, że bić (czego się jeszcze bało) mu nie wolno - całkiem zignorowało zalecenia i nakazy wychowawców. I tak w ostatnich dwóch latach osiągnięto to, że nareszcie skończyło się nazywanie nauczycieli po imieniu. 

Pod względem nauki napotykano jednak olbrzymie trudności spowodowane tym, że dzieci w ogóle w domu nie chciały odrabiać i uczyć się zadań. Pod koniec roku szkolnego (maj, czerwiec) oraz w miesiącach jesiennych, rodzice masowo lekceważyli obowiązek szkolny i zabierali dzieciom czas na naukę zajmując je do ciężkiej i czasami ponad siły dziecka, męczącej pracy w polu. Były też wypadki, że matka nie posyłała dziecka do szkoły, gdyż szła do Zakopanego (akurat rano, a nie później) a w domu musiał ktoś zostać. Praca w takich warunkach prawie całkowitego lekceważenia szkoły, była niezmiernie przykra i ciężka. Prócz tego, czasami bezsensowne i obrażające uczucia narodowe Polaków, programy szkolne, które kazano nam realizować w szkole pod groźbą wszelkich nieprzyjemności włącznie z więzieniem, pobudzały jeszcze więcej wrogie uczucia ludności skierowane przeciwko nauczycielstwu. Dopiero XX Zjazd zmienił nieco sytuację, ale nie doprowadził jeszcze do konkretnych posunięć.
Trzeba przyznać ze smutkiem, że w ostatnim dwuleciu mimo wysiłków, nie udało się stworzyć odpowiedniej współpracy szkoły z domem. Komitet Rodzicielski, który miał być tym łącznikiem między szkołą i domem, w ogóle nie pracował i zawiódł pokładane w nim nadzieje stając się jedynie kulą u nogi dla kierownika. Doszło nawet do bardzo przykrej sytuacji, kiedy sprawa budowy szkoły postawiona została na ostrzu noża i Wydział Oświaty chciał 20 m desek oraz robotę niefachową. Wówczas na specjalnym zebraniu, radni i członkowie Komitetu Rodzicielskiego sprzeciwili się naleganiom Wydziału i stwierdzili, że takiej ilości desek nie dostarczą. Sprawa remontu siłą rzeczy upadła, ale ci sami ludzie na Plenum GRN w Zubsuchem, na którym był obecny Inspektor Szkolny, stwierdzili, że winę za to że w szkole nie prowadzi się remontu ponosi kierownik, dlatego należy go zmienić. Ci sami ludzie, nie powiedzieli po zebraniu tego w oczy kierownikowi, a o wydarzeniu dowiedział się on dopiero z pisma Wydziału Oświaty. Było to bardzo przykre i upokarzające i doprowadziło do złożenia kolejno trzech rezygnacji z kierownictwa, które Wydział nie przyjął. O wiele więcej przykry i upokarzający był fakt, który ujawnił się podczas pobytu w szkole w roku 1956 Komisji Budowlanej z p. Chudobą - okazało się bowiem, że GRN i jej przewodniczący - Ob. Jan Staszel (Zawodzian) wiedzieli, że istnieją kredyty na remont, ale nic o tym nie mówili. Ten klasyczny przykład obłudy, gdzie w oczy mówi się - "nie robimy bo za dużo wymagają", a za oczami twierdzi się, że gdyby był inny kierownik, to robota już byłaby zakończona, wpłynął niewątpliwie najsilniej na decyzję jak najszybszego wyjazdu z Nowego Bystrego. O wiele lepiej od Komitetu Rodzicielskiego pracował stworzony później Komitet Budowy Szkoły, który chociaż nie zwyciężył w walce o budowę nowej szkoły, to jednak potrafił poruszyć wszelkie sprężyny, aż do Urzędu Rady Ministrów i Premiera włącznie i w rezultacie wywalczyć kredyty na remont szkoły i budowę mieszkania kierownika oraz zakupił za cegły plac leżący między szkołą a strumieniem. Komitet był dość sprężysty i bardzo szybko i sprawnie przeprowadził zwózkę cegieł oraz cięcie, tarcie i zwózkę desek. Duszą owego Komitetu i człowiekiem, któremu chyba najwięcej zależy na budowie nowej szkoły był Ob. Jan Staszel (Zgielnica) - jednostka niewątpliwie bardzo wartościowa, zresztą jedyny chyba bystrzanin, który oprócz własnego dobra, znajduje wiele zrozumienia dla dobra społecznego. Gdyby chociaż 20% społeczeństwa miało trochę rozbudzone pojęcie dobra społecznego, to z pewnością już po dobrej drodze (nie jak teraz z wieków w wieki tonącej w błocie, bo komu to by się chciało zwieźć kamień) samochody przywiozłyby materiał na budowę nowej szkoły i ludzie sami go rozładowali ( nie cofałoby do tego dzieci idące do domu, jak to było w r. 54 - wrzesień - gdzie nikt ze starszych nie chciał zładować cegły, chociaż później chętnie i masowo ją kradli) i bez nacisku sami rozpoczęli budowę(czego przeciwieństwem była jesień 1954r., kiedy murarzom nie miał kto robić wapna i podawać cegieł).
Niewątpliwie, że i oprócz wymienionego Jana Staszla są też jednostki więcej uspołecznione, ale nie cieszą się takim autorytetem i nie chcą widocznie usilnie dążyć do celu. W ogóle zresztą sprawa troski o stronę gospodarczą szkoły powinna być zdjęta z bark kierownika, do którego winna należeć tylko nauka i wychowanie.
W każdym razie ani fakt postawienia nauki na nogi, ani też wzrost autorytetu szkoły, mimo tych intryg i zawiści nie wzbudził wśród społeczeństwa uznania dla pracy kierownika i nauczycieli, a raczej nieokreślone i cięte pretensje i aluzje.

Placówkę w Nowem Bystrem, opuszcza się z ulgą i przekonaniem, że więcej nie natrafi się na takich ludzi. Budzą się też i refleksje, które spisał Żeromski (niestety od więcej niż połowy wieku, nadal aktualne!) - owe "dwa ziarna cudownie wyhodowane w moskiewskiej niewoli - miłość i entuzjazm - (nadal) czekają na chwilę siewu w bezduszne skiby Galicji"…

pkl

Współpraca szkoły z PKL.

Pracownicy PKL w Zakopanem od r. 1954 byli opiekunami Szkoły Podstawowej w Nowem Bystrem. Oni to poruszyli wszystkie sprężyny domagając się remontu ruiny i budowy kominów w kurnej chacie, czym ściągnęli na siebie stałą nienawiść Wydziału Oświaty. Później sami przeprowadzali niektóre prace remontowe, jak przybijanie supremy itp. Swoją pracą wzbudzili sobie u społeczeństwa specjalną sympatie. Dla szkoły, pracownicy PKL podarowali biblioteczkę książek i różnej tematyce, pieniądze na zakup nowych książek oraz wiele słodyczy, którymi obdarowali dzieci w czasie zabawy noworocznej w styczniu 1955r. Prócz tego pracownicy PKL wystawili dla społeczeństwa sztukę Czechowa. Najwięcej ofiarnym i bojowym członkiem ekipy miasta ze wsią byli Ob. Badkowski Stanisław oraz naczelnik PKL Gustaw Dobrowolski, którzy niejednokrotnie w bardzo ciężkich warunkach przybywali do wsi na zebrania i usilnie pomagali w akcji mającej na celu doprowadzenie do połączenia wsi z Zakopanem oraz zmierzający do budowy nowej szkoły.