Wpisany przez Zbigniew Sikora poniedziałek, 14 lipca 2014 12:40
Powódź 1934 rok.W lipcu tego roku mija 80 lat od jednej z najtragiczniejszej powodzi w Polsce, której początek i najbardziej gwałtowny przebieg miał miejsce na Podhalu.
W połowie 1934 roku polska gospodarka podobnie jak i światowa powoli podnosi się z wielkiego kryzysu wywołanego przez załamanie finansowe w USA. Rolnicy szykują się do zbiorów zbóż, które w tym roku obficie obrodziły.
W pierwszym tygodniu lipca nikt nie ma pojęcia, że na dalekim południu formuje się potężny niż, nazywany przez meteorologów „genueńskim” od włoskiego miasta Genua skąd, najczęściej nadchodzą nad środkowe regiony Europy. Jak podają meteorolodzy niż genueński, który dotarł na Podhale 13 lipca 1934 roku był wyjątkowo obfity w wodę i został zablokowany przez wyż stacjonujący w tym czasie na południu Polski. Wirujące i ścierające się fronty atmosferyczne spowodowały gwałtowne deszcze, które od 13 do 15 lipca wyniosły średnio 55 mm/ 1 m2 co w przeliczeniu daje 55 litrów wody na jeden metr kwadratowy w ciągu doby. Górskie rzeki z każdym dniem opadów podnosiły swój stan wód, które z wielką szybkością przemieszczały się ku dolinom i położonym w pobliżu miejscowościom. Apogeum opadów przypadło jednak na 16 lipca. W Tatrach w okolicach Hali Gąsienicowej spadło 255 mm deszczu i do dzisiaj jest niepodbitym rekordem opadów na tym terenie. W tym dniu na całym Podhalu poziom opadów wyniósł średnio 85 mm. Namoknięta ziemia nie jest w stanie pochłaniać tak wielkiej masy wody. Z gór do Zakopanego z impetem zlewają się masy wody, występując ze swych koryt i przelewają się ulicami miasta niszcząc mosty, drogi i domy. Pomimo podejmowanych przez mieszkańców rozpaczliwych prób ratunku, gwałtowny nurt porywa wiele budynków. Im dalej tym, sytuacja staje się bardziej dramatyczna. Rzeka Zakopianka zasilana dopływami spotyka się w Poroninie z potężnie wezbranym Porońcem i zalewają znajdujące się po drodze miejscowości: Poronin, Biały Dunajec, Szaflary niszcząc po drodze budynki oraz mosty kolejowe i drogowe. Rzeka Biały Dunajec w Nowym Targu łączy się z rzeką Czarny Dunajec, którą płyną już masy wody z zachodniej części Podhala. Zniszczyły one już między innymi most kolejowy w Czarnym Dunajcu i zalały położone w pobliżu miejscowości. Utworzony z tych dwóch rzek Dunajec siał zniszczenia w Nowym Targu. Kiedy fala powodziowa dotarła w rejon Szczawnicy miała już 7 metrów wysokości i jej ofiarą przeciągu kilku minut stał się pensjonat „Biały Dom” z którego w ostatniej chwili udało się uciec wszystkim gościom.
W Kronice Szkoły w Nowem Bystrem tak opisał te wydarzenia kierownik Michał Hołowaczuk:
W połowie lipca nawiedziła tutejszy powiat i południowe powiaty województwa krakowskiego straszliwa klęska powodzi, jakiej nie pamiętają ludzie od lat kilkudziesięciu. Wskutek długotrwałych i ulewnych deszczów, które przypominały często tzw. oberwanie się chmury, wystąpiły z brzegów wszystkie rzeki i potoki górskie, zalewając całe wsie i części miast niżej położone, topiąc w swych szeroko rozlanych nurtach: zasiewy, zbiory, inwentarz i cały dobytek ludności wiejskiej, pociągając za sobą nadto ofiary w ludziach- ponad 100 ludzi, a straty materialne wynoszą z górą 100 miljonów złotych.
W tutejszej wsi woda zabrała wszystkie mosty na potoku oraz około 600m drogi w kierunku Ratułowa. Remizy i domu Karoliny Krzeptowskiej broniła dzielnie z narażeniem życia Straż Pożarna z Alojzym Polakiem jako prezesem na czele. Budynku szkolnego od strony drogi prowadzącej ze Zębu, która przybrała wygląd potoku górskiego broniło kilku druhów ze Straży z p. Michałem Hołowaczukiem kier. szk. na czele. Nowe Bystre oderwane od świata, tj. od Zakopanego przez zabranie mostów w Zakopanem i od Poronina na przeciąg 5 dni. Komunikacja przerwana, środków żywności brak we wsi dla kolonji harcerskiej. Pocztę do Zakopanego dowoziły samoloty. Po kilku dniach rozpaczliwych wody zaczęły opadać.-Pierwszą akcję ratunkową zorganizował Rząd, który też ujął kierownictwo walki z powodzią w swoje ręce. Na tereny powodzi wyjechali ministrowie, wojewodowie i starostowie. Do walki z żywiołem powodzi wystąpiło wojsko, wszelkie organizacje społeczne i miejscowe społeczeństwo
Gwałtowne opady spowodowały powódź nie tylko w dorzeczu Dunajca, ale także Raby, Skawy i znacznej części dorzecza Wisłoki. Setki miejscowości znalazło się pod wodą między innymi: Nowy Sącz, Żywiec, Tarnów i Rzeszów. Żywioł pochłania wiele istnień ludzkich, generując przy tym potężne straty materialne. 19 lipca fala kulminacyjna wystąpiła na dwustukilometrowym odcinku górnej Wisły, gdzie na skutek licznych pęknięć wałów oraz ogromnych wylewów fala powodziowa uległa znacznemu obniżeniu i osłabieniu. Dzięki temu 22 lipca, kiedy fala kulminacyjna dociera do Warszawy, pomimo bardzo wysokiego stanu wód stolicę Polski udaje się obronić przed zalaniem.
Powódź z lipca 1934 roku była dla Polaków szokiem. Głównie z powodu nieprzygotowania regionu na tego typu zdarzenia. Na nieszczęście katastrofa dotknęła jednych z najbardziej nierozwiniętych gospodarczo i najbiedniejszych terenów Polski. Setki miejscowości zostało zniszczonych i odciętych od zaopatrzenia. Szczególnie ciężka sytuacja panowała na Podhalu, gdzie pędzące w wielką szybkością masy wody dokonały wielkich zniszczeń. W pierwszych dniach zaopatrzenie dostarczane było tylko samolotami, a mieszkańcy rozpoczęli budowy prowizorycznych przepraw. Ówczesna prasa rozpisywała się o panującym głodzie, rozpaczy i akcji pomocy powodzianom oraz o skali problemów z jakimi musiał zmierzyć się polski rząd. Przede wszystkim wielkim problemem było ulokowanie tysięcy rodzin, które w powodzi straciły cały dobytek. Zdarzały się przypadki okradania resztek ocalałego majątku w opuszczonych zabudowaniach. Zdecydowanie działał wymiar sprawiedliwości, a złapani złodzieje byli natychmiast surowo osądzani. Władze błyskawicznie i surowo postępowały także ze wszystkimi, którzy uchylali się od udzielenia pomocy. Jak na przykład z pewnym dzierżawcą majątku w Wierzchosławicach, który rano odmówił przyjęcia do stajni uratowanych z powodzi chłopskich koni, a już tego samego dnia po południu został przetransportowany przez policję do obozu internowania w Berezie Kartuskiej.
Z upływem czasu można było oszacować straty. Powódź z 1934 roku zabrała ze sobą 55 istnień ludzkich. Woda zalała łącznie teren o powierzchni 1260 km2, a w jej wyniku zostało uszkodzone bądź uległo zniszczeniu 22.059 budynków, blisko 170 km dróg i 78 mostów. Szczególnie duże straty ponieśli rolnicy, którym woda zalała pola akurat w trakcie żniw. Łącznie powódź spowodowała straty, na niebagatelną jak na tamte czasy kwotę 60 milionów złotych (około 12 mln ówczesnych dolarów).
Władze bardzo szybko wyciągnęły wnioski z tej katastrofy. Przede wszystkim brakowało zbiorników retencyjnych. Przyspieszono budowę zbiornika w Porąbce na Sole, który oddano do użytku w 1936 roku. W porównaniu do czasu dzisiejszego w niewyobrażalnie krótkim czasie podjęto decyzję natychmiastowej budowy jako pierwszego na Dunajcu zbiornika w Rożnowie. Następny miał być zbiornik z zaporą usytuowaną w Niedzicy, dla którego dokumentację przygotowano w latach 1938-1939. Jej budowę przerwał wybuch Drugiej Wojny Światowej. W okresie PRL-u wspomnienie o tej wielkiej powodzi było wciąż żywe i w 1964 roku władze podjęły decyzję o usytuowaniu tamy w Niedzicy, której budowa rozpoczęła się 1969 roku. Inwestycja ciągnęła się latami i została ukończona po 28 latach w 1997 roku. Oficjalne przekazanie zbiornika do użytkowania zbiegło się z ulewani, które rozpoczęły równie wielką powódź. W tym czasie tama przeszła swoisty „chrzest bojowy” przyjmując spływające z gór masy wody i uchroniła położone poniżej miejscowości przed powtórką tragedii z 1934 roku.
Fotografie: Narodowe Archiwum Cyfrowe